SŁOWNIKOWE
ROZWAŻANIA SŁOWNIKOWE 4
Dociągnęliśmy, jak ten wyżeł za stadkiem kur do końca ziemniaczanego zagonu, czyli do
ostatniego etapu językowych rozważań. Wbrew pozorom nie jest to temat łatwy, z różnych
zresztą względów. Żyjemy i działamy nie w identycznych środowiskach, nawet nie w
zbliżonych do siebie. Dzielą nas naleciałości historyczne, zawodowe, a nawet rodzinne i
pokoleniowe. Nie jest tajemnicą, że w tak innych warunkach inaczej kształtują się ludzkie
postawy, a z nich wynikają poziomy porozumienia. Wielki wpływ na język, którym
posługują się myśliwi, ma literatura, nawet zamiłowanie do różnych epok literackich i
rodzajów. Nieporównywalne są pisane do szuflady opowieści myśliwskie z jednym
zdaniem rozpoczynającym „Popioły” Stefana Żeromskiego: Ogary poszły w las! Poszły,
tak jak dzikie gęsi, które wiosną idą i szaraki, które w oddali ćmią. Innym językiem
posługiwał się Wincenty Pol, innym Janusz Meissner, a jeszcze inaczej publicysta z
myśliwskiego czasopisma regionalnego. Niby piszą o tym samym, a jednak inaczej.
Przecież piszą o tym samym.
Wiele opinii i utarczek słownych zdarza się wokół tego, jak nazwiemy efekt polowania,
czyli zdobycie zwierza. Temat godny naukowej rozprawy, gdyż pełno w nim zaskoczeń i
różnorodności.
W całej literaturze, zarówno pięknej (Puszczaj charty ze smyczą, niech zająca
pochwycą...), fachowej (Trafienie pięciu śrucin o średnicy 3,5 mm wystarcza do
położenia zająca), jak i w sprawozdawczości łowieckiej (Pozyskanie kuropatw i zajęcy w
roku gospodarczym) mamy tego przykłady. Jedne zdarzenia nazywamy wprost, jak w
potocznej mowie, inne wyszukanie, epicko. Głowę nazywamy łbem, latarnią, a pysk
mordą lub gębą. U drobnej zwierzyny czasem łebkiem lub dzióbkiem. Jednak niektóre
nazwy omijamy z daleka, starając się o poziom kulturalnej wypowiedzi. Takie „zastępcze”
słowa noszą nazwę eufemizmów. Eufemizm to według słownika „wyraz lub zwrot
zastępujący inne wyrażenia, m.in. z powodu ich drastyczności lub dosadności, łagodzący
wymowę danego stwierdzenia, określenie złej, nieprzyjemnej, nieprzyzwoitej rzeczy za
pomocą słowa (słów) o pozytywnym lub obojętnym wydźwięku”. Więc zamiast mówić i
pisać o zadzie pomykającej sarny, użyjemy słowa „talerz”, zamiast prącie lub członek (nie
mówiąc o innych wyrazach spopularyzowanych na płotach!) dzika mówimy wiecheć lub
pędzel.
Nie dlatego, by nie razić uszu pięknoduchów, ale dla łowieckiej kultury; zamiast
wojennego ‘zabić’, ‘zastrzelić’ (na wojnie za zabicie człowieka dostaje się krzyż
walecznych), powiemy:
- ubić
położyć grubego (na ogół) zwierza,
- ubity
ubity zwierz, (ubita zwierzyna) – pozyskany w wyniku odstrzału.
Strzał na polowaniu przynosi (przynajmniej powinien!) efekt w postaci wejścia w
posiadanie w rezultacie jego skuteczności:
- strzelić skutecznie do zwierzyny
(dotyczy efektu celnego strzału)
1. strzelić do zwierzyny grubej: obalić, położyć, powalić, ubić, zwalić,
2. strzelić do zwierzyny drobnej: rozciągnąć, zrolować, zrulować,
3. strzelić do ptactwa: spuścić, strącić, ściągnąć, zestrzelić;
niektórych pojęć można używać wymiennie: np. ubić dzika, ubić zająca. Jeszcze raz
chciałbym tu uciąć wszelkie dywagacje (nie dyskusje!) na temat „pozyskania”! Ale
- uciąć
ma też inne znaczenie; o zwierzynie: przestać się odzywać; „byk uciął” mówimy, gdy na
skutek nieostrożnego podchodu spłoszyliśmy zwierza.
Jeszcze nie raz, nie dwa, będziemy do tego wracać.
Tymczasem zajmijmy się innym tematem, wzbudzającym równie gorące spory. Co zwierz
nosi na łbie? Na początek:
- urożenie
łączna nazwa rogów, noszonych przez zwierzynę obu płci i poroża, tylko przez samce
zwierzyny płowej. A to szczegóły:
- rogi są wytworami skóry, osadzonymi na możdżeniach. Rosną całe życie, a więc nie są
zrzucane; mają je żubry, kozice i muflony;
- poroże jest wytworem kości, również osadzone na możdżeniach. Nasadzane corocznie i
zrzucane; mają je samce jeleniowatych.
Inny temat. Na zakończenie polowania układamy zdobytą (położoną, zrulowaną, strąconą)
zwierzynę na przygotowanym miejscu:
- urządzić pokot
to znaczy ułożyć strzeloną zwierzynę według hierarchii ważności i zorganizować jego
tradycyjną oprawę. Pamiętamy o gałązkach, łapkach świerkowych, o złomach i
pieczęciach. Pamiętamy o sygnałach i fanfarach łowieckich, a oddanie czci ubitej
zwierzynie to także świadectwo naszej etyki.
Częścią składową tej etyki jest także pies myśliwski i stosunek do niego. Nie tylko
zachowanie wobec niego, ale wszystko to, co określamy mianem użytkowania:
- użytkowy pies myśliwski
rasowy pies myśliwski (z dopuszczeniem nierasowego dzikarza) ułożony do polowania
1. pies jednostronnie użytkowy (nie: użytkowany!), pies jednostronny – pies myśliwski
ułożony w wąskiej specjalizacji, np. aporter
2. pies wielostronnie użytkowy (nie: użytkowany!), pies wielostronny – pies myśliwski
ułożony w kilku rodzajach pracy, np. wyżeł jako pies legawy, płochacz, aporter
3. pies wszechstronnie użytkowy (nie: użytkowany!) – pies myśliwski ułożony do
większości rodzajów polowań, np. wyżeł jako legawiec, płochacz, aporter, posokowiec.
Widok myśliwego ze strzelbą w ręku i psa, okładającego przed nim pole, to klasyka, to
obraz budujący duszę myśliwską!
Wśród wielu rodzajów polowań, szczególnie indywidualnych, pierwsze pod względem
umiejętności, i jeśli można tak powiedzieć, uzdolnień muzycznych, słuchowych, ma
bezwzględnie polowanie na wab.
Bardzo to rozległy temat, i znaczeniowo szeroki:
- wab
1. głos samca zwierzyny mający przywołać w okresie godowym samicę, również, choć
rzadziej, odwrotnie (że to samica przywołuje samca)
2. przywoływanie lub zachęta do odezwania się zwierzyny powodowane przez wabiarza;
iść na wab,
a on:
- wabiarz
myśliwy, który potrafi wabić różnymi sposobami zwierzynę.
Rzeczownik ma wspólny z czasownikiem temat ‘wab-‘:
- wabić
1. przywoływać głosem inne osobniki tego samego gatunku, np. pasiaki przez lochę,
rogacza przez kozę
2. przywoływać zwierzynę (lub skłaniać ją do odezwania się) głosem wydawanym przez
myśliwego – wabiarza.
Od ‘wabić’ wywodzi się cała rodzina wyrazów, znaczących różne treści:
- wabidło
kukła, lub pęk piór ptasich, służąca do zwabiania ptaka łowczego na rękawicę sokolnika w
czasie szkolenia, na etapie uwabiania,
- wabienie
forma rzeczownikowa czasownika wabić,
- wabik
przyrząd, prosty instrument muzyczny w postaci świstawki, gwizdka, trąbki lub tuby,
służący do wabienia zwierzyny; wabik na lisa, może być fabryczny, ale może również być
wykonany metodą „zrób to sam” z różnych naturalnych surowców, np. rurkowatej kości
ptaków, gałązki wierzby, a nawet listka lub trawki, trzymanej między kciukami,
naśladujący pisk myszy.
Z bogatszych znaczeniowo haseł można jeszcze przytoczyć:
- wycierać
1. malować, znaczyć pnie drzew błotem z kąpieliska
2. wycierać norę: polować z psami myśliwskimi, norowcami na lisy i borsuki w norach
podziemnych i w stogach
3. wycierać poroże: o samcach zwierzyny płowej – trzeć o krzewy i gałązki drzew
wykształconym już porożem w celu odarcia go ze scypułu, czemchać
4. wycierać suknię: zmieniać sierść, linieć; wybarwiać.
Podobnie jak w punkcie 4 mamy
- wyfarbować
wyfarbować się: o zwierzynie dostającej suknię osobnika dorosłego, linieć.
Na indywidualnym polowaniu, głównie na ptactwo, myśliwy stara się dojść do strzału,
napotkać zwierzynę, czyli ją
- wydeptać
wypłoszyć, podnieść zwierzynę na strzał, zwykle chodząc samemu lub z psem. Zbliżone
znaczeniem jest hasło ‘wycisnąć’, ale oznacza ono działanie nastawione do myśliwego ze
strony psa myśliwskiego lub naganki. Wydeptuje sam myśliwy, sobie na strzał, wyciska tę
zwierzynę pod lufy pomocnik.
Nie polujemy już od lat na szaraki na pomyka, ale gdy ówczesny łowca szedł ze strzelbą,
często podnosił kota przed sobą; mówiło się, że kot wyjeżdżał:
- wyjeżdżać
o ruszonym z kotliny lub kopna zającu: gwałtownie wyskoczyć z ukrycia, lub:
- wyparować
o zwierzynie: nagle wyskoczyć, wybiec szybkim pędem z ukrycia, np. szarak wyparował z
kotliny. Dziś wprawdzie też może nam zajączek wyparować z kotliny, gdy zachodzimy na
stanowisko, ale strzelać do takiego nie można.
Warto przypomnieć, że w jakiejkolwiek sytuacji strzeleckiej, przy strzałach do celów
ruchomych, potrzebne jest wyprzedzenie, zakład:
- wyprzedzać
strzelając lub ćwicząc skład mierzyć przed ruchomy cel, zakładać. Szczególnie polecane
jest takie ćwiczenie „na sucho”, lub na strzelnicy.
Gdy po polowaniu, w dobrym towarzystwie, ciągną się „myśliwskie” opowieści okraszone
humorem i swadą, warto pamiętać o takich wyrazach, które te opowieści wzbogacają:
- wyrazy dźwiękonaśladowcze
brzmieniem naśladujące wydawane w różny sposób głosy i odgłosy łowów:
bach! bach!, bęc!, buch!, lu!, pyk!, trach!
i zwierzyny:
cirykać, czuszykać, czyrykać, derkać, fukać, furkać, furkotać, rechtać, turkać.
A na koniec przykład wiecznie żywych naszych skłonności do tworzenia nowych słów:
- wyżka
urządzenie łowieckie, prowizoryczne, nadziemne stanowisko myśliwskie w postaci
siedziska z prowadzącą do niego drabinką, regionalnie nazywana siadanką, wysiadką,
zwyżką, wzwyżką itp.
Nieszkodliwy obyczaj, a i posłuchać miło!
I tak doszliśmy do końca, czyli do litery „Z”.
Kilka pierwszych haseł będzie znanych z innych pozycji, powtórzymy po prostu ich
znaczenie. Więc mówiąc o stanowisku myśliwskim wspomnieliśmy o ‘zasiadce’:
- zasiadka
1. oczekiwanie na zwierzynę na stanowisku myśliwskim
2. rodzaj polowania indywidualnego, polegający na oczekiwaniu na zwierzynę;
mówiąc o porannych łowach na dzikie kaczki, czyli sadach, porównaliśmy je z hasłem
‘zlot’:
- zlot
zwykle w liczbie mnogiej ‘zloty’: gromadzenie się ptactwa łownego wieczorem na
żerowisku lub rano na dzienny odpoczynek;
wyjaśniając różnicę między sforą a smyczą, przytoczyliśmy ‘złaję’:
- złaja
1. dwie, lub więcej, sfory ogarów
2. kilka dzikarzy podkładanych w miocie.
Jest to kolejny dowód na bogactwo, wielokrotnie tu przytaczane, języka łowieckiego.
Coraz częściej mamy do czynienia z przykładami wyjazdów naszych myśliwych na
polowania, które u nas przeszły do historii i dostępne są tylko w literaturze pięknej, ale
całkiem poprawnie funkcjonują u sąsiadów przez miedzę, bez uszczerbku dla tamtejszych
biotopów. Łowy na głuszce należą do najatrakcyjniejszych, więc przypomnijmy, jak to
ongiś bywało!
Przed polowaniem (o świcie na tokującego koguta) należało w przeddzień udać się na
‘zapady’:
- zapady
1. miejsce, w którym głuszce sadowią się na nocleg przed porannymi tokami
2. wyszukiwanie miejsca na nocleg przez głuszce, wtedy myśliwy lub podprowadzający
zasadza je;
duży ten ptak z wielkim łoskotem siada na wybranym na moczarze drzewie, będzie tam
siedział do rana, gdy zacznie pieśń.
Myśliwy wycofuje się wtedy ostrożnie, mówimy, że ‘zasadził głuszca’, ale forma zwrotna
tego czasownika oznacza inny sposób polowania:
- zasadzić
1. zasadzić koguta na zapadach: określić wieczorem miejsce zapadania kogutów głuszca
na nocny spoczynek przed ich pieśnią o świcie
2. zasadzić się: usiąść na ambonie lub innym stanowisku w oczekiwaniu na zwierza;
No i konsekwencją tych zabiegów jest głuszec:
- zasadzony
o kogucie głuszca: umiejscowiony na zapadach.
Później tylko pozostaje wybrać się tam jeszcze przed świtem i w takt pieśni godowej
‘podskakiwać’ trubadura pierwotnej puszczy.
Wróćmy na nasze podwórko, dokładniej na strzelnicę, gdzie strzelcy popisują się
mistrzostwem w sześcioboju. Szmer aplauzu w konkurencjach rzutkowych powoduje
‘zdymienie’ czarnego krążka:
- zdymić
tak rozbić rzutek strzałem, że „zadymi”, rozpryśnie się w pył.
Aby widać było, że alfabet się skończył, wybierzmy jedno hasło na literę „Ż”
- żerować
o zwierzynie: pobierać naturalny pokarm, a więc na poletku, a nie na karmisku.
Zakończyliśmy cykl felietonów o języku łowieckim. Nie było założeniem pomysłu
wyczerpanie całości tematu, to uczyni słownik, który jest już przygotowany do wydania.
Jak zwykle są problemy organizacyjne, może przyjdzie czas, że się je uda rozwiązać. Nim
to nastąpi, warto wrócić do początku naszych rozważań. Darz bór!
ROZWAŻANIA SŁOWNIKOWE 3
Wielekroć przedstawiałem w dyskusjach, że zapomniano o składanym przed św.
Hubertem ślubowaniu, w którym powtarza się, jak bór długi i szeroki, że:
"Przystępując do grona polskich myśliwych ślubuję uroczyście:
przestrzegać sumiennie praw łowieckich
postępować zgodnie z zasadami etyki łowieckiej,
zachowywać tradycje polskiego łowiectwa,
chronić przyrodę ojczystą,
dbać o dobre imię Polskiego Związku Łowieckiego i godność polskiego
myśliwego".
Tak dużo tych zasad i tak mało. Więc dlaczego z chwilą nabycia pełni praw
łowieckich zapomina się o nim (o ślubowaniu)? Zapomina się, że łowiectwo to nie
polityka, że oportunizm nie przystoi w kontaktach z naturą.
Wielu myśliwych ustanawia z czasem swoje zasady, jakby wierzyli w sprawczą
moc jednostkowego działania.
Często spotkać się można z opinią, że z chwilą strzału kończy się polowanie. Jak
gdyby dalszy ciąg nie dotyczył zadań myśliwego. Czy
– obielić
(nie: bielić!), zdejmować skórę z ubitego zwierza, osmużać zająca, oskórować lisa
nie jest już częścią łowów? To tak, jakby
– objechać
stosować objazd, objeżdżać w polu lisa,
– obława
1. liczna naganka na wielkich łowach
2. sposób polowania na grubego zwierza, wielkie polowanie w kniei, także nie były
częścią łowów. Zapominamy też o wieloznaczności słów:
– obroża
1. zapinana na szyi psa myśliwskiego opaska, do której przypina się smycz
2. białe pióra tworzące na szyi niektórych ptaków, np. bażanta, obwódkę; bażant
obrożny.
Kilka innych przykładów, że niekoniecznie jest tak, jak nam się wydaje:
– oczemchać
wytrzeć poroże, czemchać (a więc nie tylko wycierać),
– oczniak
pierwsza od dołu odnoga w wieńcu byka jelenia i sochach daniela, odnoga oczna
(a zwykle mówimy tak jedynie o odnodze wieńca).
W języku ogólnopolskim już nieużywane, ale pozostało w wyrażeniu: ‘zoczyć coś’:
– oczyć
o zwierzynie: patrzeć, rozglądać się, wypatrywać.
I ostatnie na tę literę, by nie znudzić czytelnika, kilka przykładów łatwo używanych
w postaci niezbyt poprawnej:
– odstrzelić
zrealizować odstrzał, ubić, pozyskać (określenie urzędowe) zwierzynę;
– odtrąbić
ogłosić trąbieniem zakończenie np. miotu, odtrąbić polowanie: dać na rogu sygnał
„Koniec polowania”, (nie: otrąbić!);
– oręż
1. kły dzika, szable i fajki, również trofeum z dzika
2. wieniec, poroże byka jelenia, także trofeum z byka jelenia;
– ostroga
1. hak, w łopacie daniela pierwszy od dołu wyrostek dłoni, najdłuższy sęk
2. ostry, lekko wygięty wyrostek na tylnej stronie skoku niektórych kuraków,
rosnący całe życie; stary kogut bażanta ma kilkucentymetrowe ostrogi;
– otrąbić
zagrać na rogu sygnały dla ubitej zwierzyny; otrąbić dzika, porównaj z ‘odtrąbić’.
O hasłach zaczynających się od litery ‘Ó’ nie wypada wspominać, bo to tylko
‘ósemka’ i ‘ósmak’, a co one oznaczają, wszyscy wiedzą!
Często zastanawia nas wielość znaczeń lub też niepoprawność niektórych
zwrotów, które albo wynikają z braku rozeznania, albo z obcych wpływów. Tak jest
np. z wyrazem „strzał”.
Mówimy o strzale, ale też o zwierzu, że padł.
– padać
1. o strzale: padł strzał; na linii myśliwych gęsto padały strzały,
2. o zwierzu: padł w ogniu, paść w ogniu, zwalić się ze strzałem, w strzale.
Tu należałoby wrócić do już zaznaczanych wcześniej problemów z padaniem, czy
dawaniem strzału: pokutuje w potocznej wymowie zły obyczaj, przejęty z obcych
wzorów i niegodny upowszechniania. To jest „oddawanie” strzału. Wiele razy była
o tym mowa, oddać można pieniądze, szklankę pożyczonego cukru, bo to
przechodzi z rąk do rąk. Strzału nie można nikomu oddać, co najwyżej strzelbę,
jeśli ją wcześniej użyczyliśmy! Nie można ‘oddać strzału’, tak jak nie można
‘oddać ognia’, bowiem można ‘dać ognia’! Np. w powiedzeniu: Myśliwi dali ognia!
(bez dwuznaczności!!! bo już widzę uśmiechy części braci łowieckiej na myśl o
„ostatnim miocie!!!).
Gdy już zwierz padł w ogniu w wyniku danego strzału, tradycja mówi o oddaniu
mu należnych honorów. Jednym z nich (prócz ‘złomu’, ‘ostatniego kęsa’) jest
odłamana gałązka jodły, świerka lub innej typowej w miejscu strzelenia zwierza
rośliny, czyli:
– pieczęć
1. część złomu, położona na wlocie kuli w ubitej zwierzynie
2. przekrój poprzeczny, dolna część tyki zrzuconej przez samce jeleniowatych,
stykająca się z możdżeniem,
a drugie znaczenie dotyczy zrzutów, jak wyjaśniono wyżej.
Z umiłowaniem często wracam do początku II księgi Pana Tadeusza:
Kto z nas tych lat nie pomni, gdy młode pacholę,
Ze strzelbą na ramieniu świszcząc szedł na pole;
Ostatnie słowo tego dwuwiersza ma wiele znaczeń:
– pole
1. dawne polowanie, cieszyć się polem – polować z zamiłowaniem
2. rok życia psa myśliwskiego, liczony kolejnymi sezonami łowieckimi; pies jest w
drugim polu (nie: ma dwa pola!)
3. teren, obszar opolowany, określany różnie w zależności od rodzaju (pole białe,
czarne, miękkie, mokre, ostre – pokryte zmarzniętym śniegiem lub grudą, suche,
ślepe – pozbawione śladów zwierzyny, widne – z widocznymi śladami)
4. zwykle w liczbie mnogiej – pola: wewnętrzne, wypukłe powierzchnie
gwintowanej lufy, między bruzdami.
Nie trzeba wielkiej znajomości języka, by stwierdzić, że Wieszcz użył je w trzecim
znaczeniu.
I na zakończenie dwa wyrazy różniące się od siebie jedną literą, ale tak różne
znaczeniami, i sprawiające kłopot nawet znawcom, instruktorom...
Te wyrazy to:
– przestrzelić
strzelając kilkakrotnie z broni sprawdzić ją, jak bije
– przystrzelić
wyregulować przyrządy celownicze, a następnie sprawdzić na strzelnicy celność
dawanych strzałów.
Warto, by przed wiosennymi próbami na strzelnicach pamiętali o tym wszyscy!
W niektórych wyrazach łowieckiego języka są takie drobne różnice, które mogą
powodować zmianę ich znaczeń.
– racica
liczba mnoga: racice, rogowe zakończenia palców zwierząt parzystokopytnych, na
których opiera się kończyna (III i IV palec, pozostałe uległy uwstecznieniu), rapeć,
rapcie;
– raciczka
liczba mnoga: raciczki, rogowe zakończenia uwstecznionych palców zwierząt
parzystokopytnych (II i V palec), szpile.
I tu wielorakie różnorodności znaczeń!
Niektóre źródła mylnie podają, że racica to rozdwojone kopyto! Ale przecież nie!
Racica powstała w ewolucji kości ręki z rozwoju dwóch środkowych palców, a nie
rozdwojenia, czy wypadku z trzecim! Kopyto to III palec, racica jak już wyżej
napisano, III i IV. Nie trzeba mącić ludziom w głowach!
Raciczki znów mają dwa znaczenia: pierwsze, główne, to jak w objaśnieniu wyżej,
czyli zakończenia uwstecznionych palców; drugie znaczenie zdrobniałe,
zrozumiałe w kontekście „pięknie wyglądał wieszaczek wykonany z sarnich
raciczek”. Rozumiemy, że on był zrobiony z sarnich racic, ale mówimy zdrobniale,
zachwycając się pięknem przedmiotu!
Następna para wyrazów, budząca podobne myśli:
– rogi
urożenie pustorożców (żubra, kozicy, muflona) nasadzane na stałe, wytwór
naskórka w postaci pochwy rogowej (w przeciwieństwie do poroża, które jest
wytworem kości i jest zrzucane corocznie),
– rogi baranie
zniekształcone poroże rogacza, rzadziej byka jelenia, w kształcie korkociągów lub
przypominające rogi samca owcy domowej, barana, stąd nazwa.
Wiemy, że rogi noszą tylko te trzy gatunki zwierząt (oczywiście występujące w
Polsce). Ale gdy szukamy w majowy poranek ciekawego selekta wśród rogaczy,
zdarza się trafić na skręcone jak korkociąg parostki, które nazywamy ‘baranimi
rogami’. Bo rogi nosi baran, a podobne do nich ‘baranie rogi’ rogacz, ale ‘baranie
rogi’ to poroże.
I jeszcze znalazłem taką ciekawą parę wyrazów, wywodzącą się z dawnych
łowów z psami myśliwskimi:
– sfora
1. dwa psy myśliwskie, gończe, związane rzemieniem
2. rzemień służący do łączenia psów gończych w pary i prowadzenia ich w polu
– smycz
1. linka lub rzemień służące do wiązania i prowadzenia psów myśliwskich
2. para chartów.
Wyjaśnienie jest proste, sfora to dwa psy myśliwskie lub łączący je rzemień,
smycz to samo, ale dotyczy chartów! Jak w znanej wszystkim piosence
myśliwskiej:
Puszczaj charty ze smyczą,
Niech zająca pochwycą,
Towarzyszu mój!
Jeszcze jedno wymaga ciągłego wyjaśniania:
– szpicak, szpiczak
1. młody byk łosia, jelenia, daniela, kozioł sarny (rogacz) z tykami bez odnóg (ale
to nie szydlarz!)
2. poroże, zwykle pierwsza głowa, w postaci szpiców
3. trofeum z takiego zwierza; nie: szpicer!
Nie wiem, skąd się wziął ten nieszczęsny „szpicer”? Do niczego niepodobny!
Często mylone określenia, których głównym hasłem jest ‘ślad’:
– ślad
zwykle w liczbie mnogiej: ślady, charakterystyczne znaki pozostawione przez
zwierzynę
1. krople farby, pozostawione przez postrzałka
2. obcierka, ślad pozostawiony na pniu lub gałęziach, często sfarbowana
3. odchody
4. ścinka
5. ślady żerowania – zgryzania pędów, spałowania, wystrzygania
6. tropy.
Więc trop jest jednym tylko z rodzajów śladów: każdy trop jest śladem, ale nie
każdy ślad jest tropem. Czasem szukając tropów, natkniemy się na inny ślad, ale
nie będę pisał tu, jaki? Ten trzeci!
W jednym z czasopism łowieckich mistrz pióra i strzelby zabłysnął odkrywczym
stwierdzeniem, że najlepiej polować na dzikie kaczki w sadach. Nie mogłem
skojarzyć w pierwszej chwili tych korzyści z sadownictwa, póki nie zrozumiałem
gramatycznej nieudolności, wręcz partactwa. Nie w sadach, ale na sadach
strzelamy dzikie kaczki:
– sad
zwykle w liczbie mnogiej: sady, jest to poranny zlot dzikich kaczek, wracających z
nocnego żerowiska. Nie na jabłka jednak zlatują się te ptaki, a „sadowią” się na
dzienny odpoczynek.
Jeśli już wiemy, gdzie się strzela kaczki, to warto wiedzieć, jak? Żeby celnie
strzelać, trzeba:
– składać się
przyjąć postawę strzelecką z bronią umieszczoną w dołku strzeleckim i
wycelowanymi lufami, mierzyć do celu.
Czyli trzeba wypracować:
– skład
składność, dopasowanie broni do budowy anatomicznej strzelca (m.in. długość
osady, awantaż, kształt kolby). Przy strzale z rzutu (a więc na sadach i na
strzelnicy) wyrobienie składu (umiejętności szybkiego przyłożenia kolby do dołka
strzeleckiego i policzka) jest podstawowym warunkiem celnych strzałów. Jak
sama nazwa wskazuje, trzeba to zrobić „z rzutu”.
Zmieńmy temat. Gdy w dawnych, dawnych czasach zdarzyło mi się rozciągnąć
ponad pięciokilogramowego szaraka, pochwaliłem się koledze: Skromny! Ten
ocenił go wzrokiem i odparł: Nooo, taki skromny nie jest, będzie miał ze 6 kilo!
Pamiętam, że wtedy przemilczałem, za to dziś wyjaśniam:
– skrom
tłuszcz zająca i dzikiego królika,
– skromny
o zającu i dzikim króliku: tłusty; zwykle jesienne koty, mające bogaty żer, nabierają
wagi ciała. Takiego nawet mały wyżeł ma kłopot zaaportować.
Skoro doszliśmy do wyżłów, to rozpatrzmy sprawę wystawiania:
– stójka
charakterystyczne, wrodzone zachowanie psa myśliwskiego po wyczuciu
zwierzyny, głównie ptactwa (kury, bażanty), polegające na zatrzymaniu się,
uniesieniu przedniej łapy, wyprostowaniu ogona, u niektórych ras przysiadzie;
– zrobić stójkę
1. stójka martwa – przetrzymywana po rozkazie ruszenia zwierzyny
2. stójka pewna – tylko po zwietrzeniu zwierzyny, niezawodna
3. stójka pusta – zasygnalizowanie zwierzyny mimo jej nieobecności, np.
kur, które już wyciekły
4. stójka słaba – którą pies samowolnie przerywa
5. stójka twarda – wytrzymywana dłuższą chwilę, aż do rozkazu ruszenia
zwierzyny.
Tylko ten myśliwy, który polował z dobrym wyżłem, zna uroki jesiennego
polowania na kury! Gdy idzie się miedzą lub polną drogą, a nasz pomocnik okłada
pole szeroko, nie tracąc z nami kontaktu wzrokowego.
Na zakończenie kilka informacji technicznych o strzelaniu:
– strzał
efekt pociągnięcia za spust, kilka następujących po sobie zdarzeń: zapłon masy
inicjującej, zapalenie ładunku prochowego, wyrzucenie pocisku z lufy, huk; dać
strzał (nie: oddać!).
Rodzaje strzału ze względu na:
1. bezpieczeństwo: po linii, do nierozpoznanego celu, rykoszet
2. celność: trafny, spudłowany, łatwy, trudny
3. etykę: do „trupa”, łaski, czysty
4. miejsce trafienia: na komorę, na miękkie, za ucho, spóźniony, zdołowany,
zgórowany
5. pozycję myśliwego: bliski, daleki
6. pozycję zwierza – na sztych, na kulawy sztych, na połeć
7. szybkość dania: z podrzutu, z rzutu
8. wzajemne położenie myśliwego i zwierzyny: dojść na strzał, podpuścić na
strzał, mieć na strzał.
Etyczny myśliwy zawsze zrezygnuje z dania niepewnego strzału, bo zawsze może
dojść do czystego. A lecącego pocisku nic nie jest w stanie zawrócić!Dla
zwierzyny bytującej w kniei niezwykle ważne jest zachować higienę. Narażona na
wszelkiego rodzaju pasożyty i choroby instynktownie szuka zabezpieczenia przed
nimi. Takim remedium jest kąpiel:
– tarzać się
1. o jeleniach, danielach, dzikach: kąpać się w błocie
2. o żubrach: kąpać się w piasku
– tarzawisko
miejsce tarzania się zwierzyny, kąpieli błotnej lub piaskowej.
Szczególnym rodzajem kąpieli błotnej jest babrzysko, ulubione miejsce dzików. W
upalne dni czarny zwierz, a także byk jelenia z lubością zanurza się w zagłębieniu
wypełnionym grząskim błotem. Takie miejsca łatwo z daleka rozpoznać, bowiem
po opuszczeniu go „kuracjusze” malują okoliczne pnie drzew.
W tradycji myśliwskiej z dawien dawna przetrwała muzyka myśliwska. Wywiodła
się od najprostszych sygnałów łowieckich, służących porozumiewaniu się na
łowach. Służyła także uroczystej oprawie polowania, oddawaniu czci ubitej
zwierzynie oraz fetowaniu sukcesów myśliwskich.
Różnymi też posługiwano się instrumentami, które brały pierwowzór ze zwykłych
trąb i rogów. Ich prostota posłużyła nawet do nazwania psiego pyska:
– trąba
1. pysk charta lub ogara (gdy jeszcze z nimi polowano)
2. wabik z kory brzozowej na byka łosia w okresie bukowiska
3. wabik z rogu na byka jelenia w okresie rykowiska,
zaś czynność
– trąbić
1. grać na rogu myśliwskim
2. o żurawiach: wydawać głos,
– trąbienie
rzeczownik utworzony od czasownika ‘trąbić’,
nazwy instrumentów
– trąbka myśliwska
myśliwski instrument muzyczny różnej budowy, róg, rożek, sygnałówka, pless,
onomatopeicznie oddają brzmienie i charakter zwykłej tuby z brzozowej kory.
Wprawdzie używa się nazwy sygnalista, ale szersze znaczenie ma
– trębacz
grający sygnały i muzykę myśliwską, członek zespołu muzycznego, grającego
muzykę myśliwską, łowiecką; trudno wyobrazić sobie sygnalistę grającego marsze
myśliwskie. To jest trębacz!
W języku łowieckim wiele jest takich słów, które dźwięczą niezwykłością! Jak
hajstra lub klangor!
Do nich należy
– tumak
kuna leśna, a w jej nazwie zawiera się piękno i gracja leśnego, nocnego
rozbójnika.
Myśliwy, który chce w pełni korzystać z bogactwa kulturowego łowiectwa, z jego
odwiecznych tradycji, powinien znać język łowiecki.
ROZWAŻANIA SŁOWNIKOWE 2
Drugą część słownikowych rozważań chciałbym rozpocząć od uwag ogólnych. Z lektury różnych
wydawnictw, publicystycznych, literackich i rozmów wśród łowieckiej braci nabieram coraz częściej
przekonania, że obecny stan świadomości społecznej, poziom wiedzy i myśliwskich ‘public relations’ jest
głównie wynikiem złych działań samych myśliwych. Od lekceważonych spraw językowych, etycznych
zachowań, a właściwie ich braku, przez popularyzację opisów, fotografii i organizacji imprez niewiele
mających wspólnego z kulturą łowiecką aż po krańcowo negatywne zdarzenia zachodzące w lasach,
polach i sadybach.
O zubożeniu i wulgaryzacji języka już pisałem. Nie twierdzę, że myśliwi mają być nieskazitelni, ale
wszystko ma swoje granice. Podejrzewałem, że polski łowca znając ścieżki zwierzyny w swoim
obwodzie przynajmniej zachowa pamięć, bo jak inaczej tropić po nich ślady zwierzyny? Tymczasem już
na drugi dzień po złożeniu ślubowania, którego treści nie chcę tu cytować, zapomina o obowiązkach,
etyce i koleżeństwie. Gdybyż to jeden, dwóch czy dziesięciu nemrodów odstąpiło od normy uważanej w
cywilizowanym świecie za wymaganą; gdyby jakiś szaraczek pobłądził; ale nie, odpowiednio do
wysokości szczebla w drabinie społecznej rośnie poziom „amorality”. Że jednak jestem tym dolnym
szczebelkiem, muszę uważać: już nie raz poniosłem konsekwencje starcia z personami „wysokiego
szczebla”!
Pewien znajomy, a według niego wszechstronny znawca, zwrócił mi uwagę na niespójność tytułu tych
rozważań z treścią. Że niby odbiega! Muszę stwierdzić, że i teraz odbiegnie. Ale jak ma nie odbiec, gdy
doszedłem do takiej znaczącej litery, a czasy zderzyły nas z niezwykłą sytuacją! Trzeba być ostrożnym,
by nie wytworzyć zbyt daleko idących skojarzeń. Bo czasem aż się same proszą, w formie opinii. To
litera „G”!
Więc zacznijmy od niedawno minionego okresu (nie, nie, nie od tego jedynie słusznego!), gdy watahy
dzików spełniały swe jesienne obyczaje. W on czas, czas huczki, odyniec, a więc pan i władca, przybiera
w naszej łowieckiej mowie tytuł gamrata! Gdy spełni swoją rolę, znów będzie zwykłym odyńcem. W
listopadzie zwie się gamrat.
Późną jesienią mamy do czynienia z okresowym zjawiskiem przelotu gęsi. Mówimy, że gęsi ciągną lub
idą. Pytamy przecież dzwoniąc do znajomych z Pomorza: Przyszły gęsi?
Spotykamy różne ich gatunki. Gęsi zbożowe, białoczelne, czasem egzotyczne gęsi kanadyjskie i jedyny
gatunek lęgowy: gęgawy. Ktoś kiedyś pomylił rzeczownik z przymiotnikiem i nagle zjawiły się tabuny
gęsi „gęgawych”. Należy więc zapamiętać: nie ma gęsi „gęgawej”, nie ma gęsi „gęgawych”, jest gęś
gęgawa i gęsi gęgawy. Lub po prostu gęgawa, gęgawy. Żeby było jeszcze jaśniej: „gęgawa” to
rzeczownik, tak jak np. „wrona”. Porównajmy przymiotnik „wrony” w wierszu Adama Mickiewicza (choć
pierwsza część wiersza jest autorstwa A. E. Odyńca) „Panicz i dziewczyna”:
W gaiku zielonym
Dziewczę rwie jagody;
Na koniku wronym
Jedzie panicz młody.
Więc już zapamiętajmy: wrona to ptak, a wrony to czarna maść konia. Gęgawa to gatunek dzikiej gęsi,
nie ma wyrazu „gęgawej”, jest tylko gęś gęgająca!
Konsekwentnie przy literze „g”:
Głęboki w znaczeniu: daleki, wielki; głęboki miot, głęboki las; w znaczeniu łowieckim jest czym innym niż
np. głębokie jezioro. Wszak nie oznacza wymiaru w dół, lecz raczej wszerz lub wzdłuż. Może też
oddawać nastrój tajemniczości i dzikości, jak w opowieści o historiach dziejących się w głębokim,
nieznanym lesie;
Głowa synonim poroża w określeniu ‘pierwsza głowa’ (tak jak: pierwsze poroże). Wiele nieporozumień
wyniknęło przy tym haśle, ale nie będzie niejasności, gdy rozeznamy, że zwierzyna nosi na karku łeb,
nie głowę! A więc byk ma łeb i jest np. w drugiej głowie.
Niezwykle wzruszający myśliwską duszę jest gon psów myśliwskich w puszczańskiej zbiorówce. Jeśli
spojrzymy na wielość pojęć, które jako temat mają ‘gon‘, możemy wzruszyć się stokrotnie! Jakie
bogactwo, proszę popatrzeć:
- gon
1. gonienie, ściganie zwierzyny przez psy myśliwskie w czasie polowania
2. granie, oszczekiwanie, głos psów myśliwskich w czasie gonienia zwierzyny
3. ruja u kozic, zwykle w końcu jesieni
- gonić
1. g. głosem, oszczekując, np. o ogarach
2. g. krótko, nie oddalając się zbyt od myśliwego, tylko płosząc
3. g. milczkiem, głucho, nie dając głosu, jak charty
4. g. na oko, mając zwierzynę w zasięgu wzroku
5. g. po farbie, ścigać, dochodzić postrzałka
6. g. wiatrem, po ciepłym tropie, świeżo po zostawieniu tropów
7. g. w piętkę, pod trop, w przeciwnym do uchodzącej zwierzyny kierunku
8. pędzić, ścigać zwierzynę w zamiarze jej upolowania
- gonić się
okazywać objawy rui, grzania się, cieczki; suki borsuków i lisów gonią się
- gonny trop
trop zwierza zostawiony w biegu, g.t. zostawia goniony zwierz, uchodzący przed psami
- gończe
psy ułożone do szukania, ścigania, gonienia głosem
- gończy polski
rasa psów.
Warto wprowadzać do zasobów mowy używanej przez myśliwych na polowaniach te pojęcia, gdyż są
one kwintesencją łowiectwa. Jak klasyczne już, pochodzące z Żeromskiego: Ogary poszły w las!
Na koniec jeszcze wspomnieć trzeba króciutkie słowo: grot – w porożu jelenia i sarny zakończenie tyki,
u byka także każdej z odnóg korony. Mylne jest nazywanie grotem wszystkiego, co wystaje w górę i
błyszczy. Widlica nie ma dwóch grotów. Jest rozwidleniem zakończenia tyki; składa się z grotu i odnogi.
W parostkach nie są grotami zakończenia odnóg (przedniej i tylnej), a w wieńcu np. zakończenia
oczniaków czy opieraków.
Proste i nie podlegające dowolnej interpretacji, jeśli chcemy być rozumiani w rozmowie. Piszę te teksty,
nazywane przeze mnie słownikowymi rozważaniami, często zastanawiając się nad sprawą ich percepcji:
trafiają do odbiorcy czy nie? Czy jeśli napiszę, że tryk to samiec muflona, nie spotkam się z zarzutem, że
zmieniam zasady, bo wszyscy (bez przesady! tylko niektórzy) piszą i mówią (różne wysokie komisje też!)
‘muflon samiec’, ‘jeleń byk’, ‘sarna kozioł’! Czy jeśli wszyscy (patrz uwaga wyżej) będą mówić i pisać
‘załanczać’, to też to będzie poprawne? Czy jeśli napiszę (już przechodzę do rozważań słownikowych i
litery ‘h’), że
- hajstra
to bocian czarny,
to usłyszę czy przeczytam reprymendę: nie gadaj, to wszyscy wiedzą! A mnie fascynuje to słowo, słyszę
w nim odgłosy głębokiego i dzikiego lasu! Nieopodal usłyszę
- hejnał
1. krzyk żurawi, trąbienie, zwykle w stadzie
2. uroczysty sygnał myśliwski, grany, trąbiony np. na powitanie myśliwych.
Niezwykłe bogactwo znaczeń spotyka nas przy często używanym w powszedniej mowie czasowniku
‘iść’. Zwykle rozumie się przez to czynność przemierzania krok za krokiem nieodległej przestrzeni. A tu
niespodzianka, bo w języku łowieckim iść może nawet to, co fruwa! Popatrzmy:
- iść
1.o większości zwierzyny, gdy porusza się, przemieszcza
2. iść ławą, wilki idą, polują ławą, zabiegają i otaczają ofiarę
3. iść na dym, w kierunku strzelającego myśliwego, do dymu i ognia ze strzelby na czarny (dymny) proch
4. iść na kulawy sztych: z ukosa od przodu lub tyłu
5. iść na myśliwego: zwierzyna wychodzi, ciągnie, wali na myśliwego
6. iść na połeć, połciem: do boku
7. iść na strzał: gęsi idą na strzał, tzn. na odległość przepisowego strzału
8. iść na sztych: wprost z przodu
9. iść na wab: wychodzić na wabiącego, myśliwego przyzywającego różnymi sposobami (głosem,
bałwankami) zwierza
10. iść pod lufę, lufy: pchać się pod nogi, na ślepo na stanowisko myśliwego
11. iść pod trop: o wracającej własnym tropem zwierzynie; szarak wrócił pod trop
12. iść po farbie: tropić z psem postrzałka, który zostawił farbę na tropie, iść po sfarbowanym tropie
13. iść przed gonem: uchodzić przed goniącymi zwierzynę psami
14. iść trop w trop: tak jak wilki, stawiając łapy w ślad poprzedników (powodem nie jest kamuflowanie
ilości przechodzących sztuk, lecz łatwość pokonania głębokiego śniegu)
15. iść sznurem: zostawiać tropy w jednej linii, jak lis; iść, lecieć sznurem, kluczem: gęsi i kaczki idą
sznurem, w szyku
16. iść w pary, brać się w pary: łączyć się na wiosnę dla wychowania potomstwa.
Myśliwi na ogół potrafią to wyrazić, jeśli nie kierują się obyczajami pochodzącymi z odległych dziedzin
życia społecznego, np. z wojska, o czym jeszcze kiedyś będzie. Tak ładnie też wprowadzają do swojej
mowy słowo niezmiernie miłe dla ucha:
- jaźwiec
borsuk, należy do rodziny łasicowatych.
Jaźwiec jest marzeniem wielu myśliwych, choćby z powodu chęci posiadania torby borsuczej,
niezbędnej w dawnym rynsztunku łowcy.
Dobrze więc, że mamy świadomość pewnej odrębności, że nikt wprost nie neguje (inna sprawa z
użyciem!) istnienia i znaczenia języka łowieckiego:
- język łowiecki
rzadziej gwara łowiecka, myśliwska: używany przez myśliwych, różniący się od języka ogólnopolskiego
specyficznym słownictwem, mniej składnią i gramatyką; kultywowany w większości środowisk na łowach,
szczególnie w uroczystościach i momentach podniosłych, także w prasie łowieckiej. Szkoda, że tak jak
inne obyczaje, dawniej nieodłączne łowiectwu, tak i język łowiecki bywa często atrapą.
Na bagnach rozbrzmiewa:
- klangor
powtarzany wielokrotnie donośny głos żurawi, gdy zlecą się na sejmik. W męskich ozdobach łba
zwierzyny zobaczymy:
- korkociąg
forma poroża rogacza, myłkus ze spiralnie skręconymi tykami, poroże grajcarkowate
- korona
zwieńczenie tyki w porożu jelenia, co najmniej trzy odnogi wyrastające zwykle z jednego miejsca
- koronny
byk, mający koronę w wieńcu, oręż koronny, trofeum koronne.
- krzyżak
1. kozioł krzyżak, mający poroże z naprzeciwlegle ułożonymi odnogami, na krzyż
2. ale także lis o ciemnym zabarwieniu futerka, z pręgą wzdłuż grzbietu i w poprzek przez łopatki; w tym
wyfarbowaniu kwiatek również ciemny.
Dwa ostatnie hasła, które wzbudzają uśmiech swoistym, wynikającym z dawnych wyobrażeń
odniesieniem, potwierdzają historyczność i nikt nic nie poradzi. Wystarczy, że kula nie jest kulą:
- kula
1.dwie konkurencje w sześcioboju myśliwskim strzelane nabojami kulowymi: rogacz-lis i dzik w
przebiegu
2. pocisk o różnej konstrukcji do broni myśliwskiej: posłać kulę, szyć kulami,
łyżki łyżkami:
- łyżki
1.uszy żubra, zwierzyny płowej, kozicy i muflona; łania strzyże łyżkami: nasłuchuje
2.poroże daniela z zaczątkiem łopat
3.trofeum z takiego byka daniela,
a białe nie jest białe.
Nikt mnie nie przekona, że kula jest walcem... ech!
Ponieważ rozbawiło mnie kiedyś irracjonalne żądanie wyprucia z kurtki, pochodzącej z demobilu, biało-
czerwonej wszywki, gdy równocześnie ktoś tam wybierał się na polowanie z karabinem, postanowiłem
przypomnieć, skąd się wziął karabin i myśliwska strzelba. Niewątpliwie pierwszy był prototyp muszkietu,
działający z zamkiem lontowym. Doskonalono go, zmieniając lont na koło krzeszące iskry, jak w
dzisiejszej zapalniczce, a potem krzemień, uderzający w krzesiwo.
Kawałek pirytu, umocowany w kurku, krzesał iskry. Krzemień, z angielskiego ‘flint’, dał nazwę
wychodzącej już z użycia średniowiecznej flincie. Niektórzy jeszcze dziś mówią żartobliwie o dubeltówce:
moja poczciwa flinta!
Przyszła wreszcie rewolucja techniczna i skałkę zastąpiono kapiszonem. Wtedy pojawiły się trzy
konstrukcje, szczęśliwie wszystkie 3 na literę L:
- lepażówka
odprzodowa strzelba kapiszonowa, przekonstruowana na odtylcową, produkowana w początkach XIX w.
przez Lepage’a, do zapalenia masy prochowej używany był w niej kapiszon, zakładany na kominek
wystający z tylnej części lufy,
- lefoszówka
dawna broń myśliwska, łamana, pierwsza odtylcowa konstrukcja (1832 r.), w której Lefaucheux
zastosował nabój z iglicą wystającą po zamknięciu broni z lufy, w iglicę uderzał kurek zewnętrzny,
oraz najpóźniejsza z konstrukcji, w której zastosowano centralny zapłon
- lankastrówka
dawna broń myśliwska, ulepszona przez Lancastera (1852 r.) lefoszówka, pierwsza konstrukcja strzelby
z centralnym zapłonem.
Ze wszystkich tych strzelb (należy wiedzieć, że te same konstrukcje służyły wówczas do wybijania ludzi,
jak i zwierząt!) strzelano całkiem zręcznie, co dziś wydaje się trudne, gdy mamy automatyczne
supergiwery! Ale zdarzały się nieszczęścia, jak to nieszczęście Rafała Olbromskiego z „Popiołów”:
„Nagle olbrzymia czapa mokrego śniegu runęła na jego ręce, twarz, kolbę i panewkę. Pocisnął cyngiel.
Krzemień sucho trzasnął, ale iskra nie zapaliła zmoczonego prochu”.
Rafałowi nie udało się z rogaczem, którego Żeromski nazywa „sarnem”. Niewątpliwie innym łowcom
udawało się nawet z drobniejszą zwierzyną, o czym mówią świadectwa językowe:
- lisiura
1.lis; chytry lisiura, żartobliwie chytra lisiura
2.lisiurka, kożuszek podszyty futerkiem z lisów, czapka z lisa
3.lis przechera, popularna nazwa lisa; ten przechera, nie: ta przechera!
Nie zawsze lisiura była chytra, czasem stawała się lisiurką!
Do jubileuszowych rozważań włączyłem jeszcze literę „Ł”:
- łyżki
1.uszy żubra, zwierzyny płowej, kozicy i muflona; łania strzyże łyżkami: nasłuchuje
2.poroże daniela z zaczątkiem łopat
3.trofeum z takiego byka daniela.
Jest to kolejny przykład różnorodności znaczeń, czyli językowego bogactwa.
Niektóre terminy jakimś nieznanym prawem tak się zakorzeniły w mowie potocznej myśliwych, że bez
bólu nie dadzą się wykorzenić! Gdyby to jeszcze miały choć odrobinę uzasadnienia, ale są przynajmniej
dziwaczne! Któż bowiem słyszał o macierzystym członku?
Ani taki nie istnieje w statucie PZŁ, ani nie jest poprawny stylistycznie.
Wszak niektórzy z nas należą do dwóch lub więcej kół łowieckich, i to koło może być macierzyste lub nie:
- macierzyste koło
to koło łowieckie, w którym jego członek ma wszystkie prawa, w odróżnieniu od koła niemacierzystego, w
którym nie ma biernego prawa wyborczego (nie może być wybierany do organów koła ani na delegata);
nie: członek macierzysty!
Tym mniej zrozumiały jest upór tej części myśliwych w kwestii podwójnej przynależności, że ‘macierz’
zawsze kojarzyła się z większą lub mniejszą społecznością, że mówiło się i pisało o powrocie Śląska do
Macierzy! Na szczęście ostatnie nowelizacje Statutu PZŁ zniosły te udziwnienia. Osobiście wolę jednak
należeć do koła łowieckiego, niż być jego członkiem! Nawet malowanym, bo:
- malować
to o zwierzynie ‘wycierać suknię po błotnej kąpieli o pnie drzew’; dziki i jelenie malują.
Taki ‘wytarty’, czyli z grubsza oczyszczony z błota zwierz zaszywa się w gąszczu, zwanym
matecznikiem:
- matecznik
1.dziki, niedostępny fragment kniei, w którym zwierzyna znajduje ostoję; ...głupi niedźwiedziu, gdybyś w
mateczniku siedział... napisał Wieszcz.
2.wyłączona z pozyskania część obwodu łowieckiego w celu zapewnienia spokoju i odbudowy stanu
zwierzyny.
Zwykle bywa tam spokojnie, ale jak to w życiu, zdarzają się naganki i nagonki, można znaleźć się w
nieodpowiednim miejscu (oczywiście z punktu widzenia zwierza!):
- miot
1.część polowania, opolowanie jakiejś części łowiska
- głuchy miot – miot, w którym nie strzelano
- pusty miot – miot, w którym nie ruszono (z powodu braku) zwierzyny
2.ostatni miot, tradycyjna nazwa biesiady myśliwskiej po zakończeniu polowania, żart. uczta myśliwska
3.pomiot, młode szczenięta drapieżników i psów z jednego rzutu
4.zakład, teren objęty jednym pędzeniem.
Zwierzyna jest tam obiektem łowów ku radości łowców, czyli myśliwych:
- myśliwy
1.niedzielny myśliwy: żartobliwie, także ironicznie o myśliwym: rzadko, czasem przy niedzieli wybierający
się na polowanie
2.polujący legalnie na zwierzynę członek Polskiego Związku Łowieckiego lub uprawniony obcokrajowiec
3.prawy myśliwy, etyczny: myśliwy przestrzegający zasad i tradycji łowieckich
4.wielki myśliwy: odnoszący niezwykłe sukcesy w łowiskach całego świata
5.zwierz polujący na ofiary; wilk to wytrawny myśliwy
Tak więc widzimy, że myśliwi bywają różni! Wilk i pomniejszy drapieżnik również, co z niechęcią
przyjmowane jest przez drapieżniki z „najwyższej półki”! Ci, uzbrojeni i doposażeni przez technikę w
różne wspomagacze, sieją największe spustoszenie w kniejach. Niektórzy, o św. Hubercie! odpuść im!,
zapominają o złożonym na początku swej myśliwskiej drogi ślubowaniu!
W poprzedniej części rozważań wystąpił moment historyczny: zacytowany wers z Pana Tadeusza ukazał
nieprzemijającą wartość narodowej epopei. Tym bardziej dla nas, myśliwych, którzy dopatrujemy się w
zawartości dzieła znacznej części treści myśliwskich. Ów fragment to: „... głupi niedźwiedziu, gdybyś w
mateczniku siedział, nigdy by się o tobie Wojski nie dowiedział.” Matecznik jest więc przynajmniej
chwilową lub częściową gwarancją przeżycia.
W drugiej dekadzie XX wieku, gdy skończył się okres zaborów i wpływ niemczyzny w języku łowieckim
osłabł, tworzono polskie nazwy. Zanikały wszelkie ‘gwery’, ‘flinty’ i ‘guldynki’, a zastąpiła je nasza
dwururka. Gdy przyszła moda na pionowy układ luf, brakło nazwy. Pod koniec lat trzydziestych
wymyślono nieszczęśliwie nadlufkę:
- nadlufka dwulufowa broń myśliwska o pionowym układzie luf, bok; bok śrutowy, ekspres-bok,
pomijając fakt, że konstruktorem tej nowości był niemiecki wynalazca Otto Bock, a jego nazwisko było
całkiem przydatne po spolszczeniu na ‘bok’ do określenia nowej strzelby. Jakoś dziś to właśnie bok
króluje na strzelnicach, a ‘nadlufka’ pozostała w słowniku. Nazw broni myśliwskiej jest kilkadziesiąt,
podobnie jak nazw myśliwych. W różnych tekstach mamy więc możliwość wyboru w zależności od barwy
znaczeniowej, i tak:
- nemrod
to określenie myśliwego, od imienia biblijnego Nemroda, często używane w znaczeniu żartobliwym:
nemrod po kądzieli – pokrewny prawdziwemu myśliwemu, ale też prawdziwy myśliwy,
- Nestor
najstarszy, najbardziej doświadczony myśliwy; od imienia mitycznego króla Pylos spod Troi. Możemy
więc, używając języka łowieckiego, nazwać nemrodem każdego łowcę, zarówno w pozytywnym
znaczeniu (oto nasz nemrod kochany!), jak i w negatywnym (takich nemrodów ci u nas pełno!), no i
także żartobliwie: he he, zjawił się nemrod! Natomiast Nestorem tytułujemy wieloletniego, zasłużonego
myśliwego, szczególnie w sytuacjach uroczystych: witamy Nestora naszego Koła!
Często myśliwi mają wątpliwości co do polowania, gdy zwierzynę przywabiamy karmą. Tylko nieliczne
rodzaje polowań są dopuszczone w taki sposób; to polowania na dziki i drapieżniki na nęciskach:
- nęcisko
miejsce wykładania karmy w celu przywabienia zwierzyny, głównie na dziki, wilki i inne drapieżniki.
Bardzo barwnych i „ciepłych” określeń używają myśliwi na nazwanie niedorosłych osobników kun a także
małych, dopiero wychodzących na świat lisków. Tworzy się je (te nazwy) przez dodanie na początku
właśnie tego „niedo-„:
- niedokunka
jesienna, niedorosła kuna, młody osobnik tego gatunku,
- niedolisek
niedorosły, próbujący już łowów na „własną rękę” lis. Ładnie brzmią takie nazwy, ale przenoszenie ich na
inne gatunki zwierzyny jest niewłaściwe, a już kuriozalne (spotkałem takie próby w portalach łowieckich!)
tworzenie podobnej nazwy dla początkującego myśliwego! Mówienie: „niedomyśliwy” świadczy o
„niedo...rozwoju” jej twórców!
Wszystkim nemrodom, łowcom, a zwłaszcza Nestorom życzę prawdziwym, staropolskim obyczajem:
- ni puchu, ni pióra!
tym życzeniem myśliwskim zdobycia i puchu (sierści), i pióra (pierza), czyli wszelkiej zdobyczy. Jego
sens polega na przekonaniu, że dosłowność życzenia przynosi pecha, więc życzy się na przekór! Tak
jak ‘połamania pióra!’ przed klasówką w szkole.
Ni puchu, ni pióra!
ROZWAŻANIA SŁOWNIKOWE 1
Słownikowe rozważania
Co skłoniło mnie do odmiennego niż dotąd potraktowania zasobów leksykalnych naszej myśliwskiej mowy? Dlaczego, przy tak rozpowszechnionym i bogatym rynku edytorskim, uważam za stosowne wytłumaczyć w przystępny i komunikatywny sposób treść tych wydawnictw? Kto bowiem otworzy łowiecki słownik na dowolnej stronie może sam, bez pomocy z zewnątrz i zbędnego sterowania przeczytać hasło i jego znaczenie, np.: ambona - nadziemne stanowisko myśliwskie; często z uzupełnieniem miejsca, wysokości lub zadaszenia. Takie wyjaśnienie wpisuje się jednak dokładnie w zakres poczynań organizacji antyłowieckich, implikujących jedyne, ograniczone do strzelania działania myśliwych. Ani słowa bowiem w tym artykule hasłowym o łowiectwie, które jest pojęciem szerszym, o rodzajach ambon, o ich wykorzystaniu niekoniecznie w celu odstrzału zwierzyny.
Spróbujmy więc tak spojrzeć na naszą mowę, na język łowiecki, na słownik tego języka. Będzie on różny, a właściwie jest już różny od popularnych, tworzonych na rozmaite zapotrzebowania słowników. Może po serii tych publikacji nareszcie zostanie podjęta decyzja o druku pełnego, bez skrótów, a co najważniejsze unikającego błędów wydawnictwa łowieckiego.
Mowa współczesnego Polaka ma dwa charakterystyczne wyróżniki: zubożenie i wulgaryzacja. Byłoby dziwne, gdyby język braci łowieckiej odbiegał znacząco od tej normy. Raczej, przeglądając większość łowieckich forum internetowych i wydawnictw piśmienniczych, można zauważyć tendencje zniżkujące. Występują one nie tylko w języku ogólnopolskim, w mowie potocznej, ale także w tak przecież teoretycznie pielęgnowanym języku łowieckim.
Ponieważ nie każdy ma dostęp do słownika łowieckiego, a nawet Ci posiadający słownik na półeczce nie mogą się rozeznać, co jest prawdą, a co nie, przybliżymy niektóre pojęcia. Skupimy się na hasłach i wyjaśnieniach szczególnie sprawiających trudności. Jeśli ktoś uważa, że to wszystko jedno, jak się mówi na strzelbę lub zwierza, to niech tu nie zagląda; szkoda czasu i atłasu!
Zaczniemy, jak porządek nakazuje, od litery ‘a’.
Ambona to szczególna budowla. Ma zwykle cztery podpory, niektórzy mówią nogi, a na pomoście (jeśli ‘pomost’ określamy mianem ‘platformy’, to musimy zdawać sobie sprawę z tego, że platforma, czasem mówią placforma, to germanizm), 3 – 4 m nad ziemią, zadaszone pomieszczenie na złą pogodę, chroniące nas od opadów i innych zjawisk atmosferycznych. Bo jak pogoda dobra, wystarczy wyżka, czyli takie siedzonko z drabinką bez ścian i dachu. Niektórzy mówią na to zwyżka, bardziej pomysłowi i wynalazcy wzwyżka, a pesymiści wysiadka. Jest jeszcze kilka regionalnych nazw, ale każda budowla spełni swoje zadanie, jeśli została dobrze umiejscowiona. Myśliwi znający swoje obwody wiedzą, gdzie należy je projektować. Już na pewno nie na drzewie, jak to radzi pewien internetowy językoznawca. I nie tylko on, za nim poszli inni!
W tej grupie znajdziemy niewiele haseł, ale trzy z nich są obcego pochodzenia, jednak już wystarczająco spolszczone, by zadomowiły się w naszej mowie: anons, aport i awantaż.
Anons i pokrewne mu anonser, anonsować i anonsowanie dotyczą szczególnego sposobu pracy psa myśliwskiego, polegającego na ogłaszaniu i doprowadzaniu myśliwego do znalezionej, ubitej zwierzyny.
Aport to czynność i polecenie jej wykonania, a także rzecz, zdobycz, przyniesiona przez psa myśliwskiego – myśliwemu. Wraz z wyrazami ‘aportować’ i ‘aportowanie’ odnoszą się do szkolenia psów. Obcojęzyczny aport zastępowany jest coraz częściej rodzimymi odpowiednikami ‘daj’ , 'podaj’ lub ‘przynieś’. Ale bez obaw można używać wszystkich.
Trzecie hasło, awantaż, również pochodzenia francuskiego (avantage) dotyczy budowy kolby broni, a właściwie jej bocznego odchylenia. Błędna jest pisownia awantażu przez ‘rz’, nie ma tu identyczności z polskimi wyrazami kończącymi się na –arz, takimi jak brakarz, włókniarz czy pilarz. Można natomiast awantaż kojarzyć z wyrazami pejzaż czy ekwipaż, których końcowe ‘ż’ wywodzi się z ‘g’ francuskiej pisowni.
Jest jeszcze taki drobiazg zwany z dawna antabką. Lepiej nazywać go bączkiem, brzmi bardziej po polsku. Dobra rada: antabka to pozostałość po sąsiadach zza Odry, używajmy polskiej nazwy ‘bączek’. Tym bardziej, że znany jest ten bączek (ptak wodny) z polowań na kaczki, gdy przelatuje cichym lotem z jednej kępy trzcin do drugiej i odzywa się niezwykłym, „szczekliwym” głosem w szuwarach. A więc bączek jako metalowy uchwyt do paska broni myśliwskiej.
Litera ‘b’ ma bogate przedstawicielstwo haseł. W słowniku który jest w moim opracowaniu, po wyeliminowaniu haseł niełowieckich i tworzonych sztucznie, jest ich 76, od ‘babrzysko’ do ‘byk’. I na początek należy się wyjaśnienie; babrzysko spełnia funkcje znaczeniowe zbliżone do ‘tarzawiska’ i ‘paprzyska’.
Babrzysko jest miejscem błotnej kąpieli jeleni i dzików. W tarzawisku kąpią się (tarzają) zwykle żubry, ale nie w błocie, a w piasku; podobne piaskowe kąpiele sprawia sobie ptactwo w paprzysku: tam się paprze. A wszystkie te miejsca noszą ogólną nazwę ‘kąpieliska’, łącznie z wodnymi kąpieliskami łosi.
W kolejce do wyjaśnienia stoją dwa pokrewne wyrazy: badylarz i badyl.
Pierwszy to wspólne określenie łosi i danieli o charakterystycznym, „jelenim” porożu. Tym mianem nazwiemy także poroże łosi i danieli oraz zdobyte przez myśliwego trofeum o takiej formie. Drugi wyraz (badyl) ma więcej znaczeń. Tak nazwiemy nogi łosia, jelenia i daniela, poroże łosia i daniela o wspomnianej formie oraz trofeum (badyle to trofeum z byka-badylarza). Badylami nazywamy też zrzuty byków - badylarzy.
Wiele nieporozumień sprawiły niektóre podręczne słowniki, nieporadnie formułujące zdania hasłowe. O tym, jak trudno jest bezbłędnie wyjaśnić znaczenie różnych pojęć języka łowieckiego świadczy casus z "bałykowaniem": jest to według jego autora (tego słownika) czołganie się, pełzanie na brzuchu psa myśliwskiego. Nie można dociec, co takiego pełza na brzuchu psa myśliwskiego (Hoppe uniknął tu niezamierzonego żartu!), więc trzeba wyjaśnić, że bałyk to sposób poruszania się psa myśliwskiego, polegający na pełzaniu, czołganiu się, a bałykowanie to właśnie takie pełzanie. Figlarna stylistyka często sprawia kłopoty, a i szyk wyrazów w zdaniu myli sens wypowiedzi.
O strzale do zwierzyny grubej na komorę mówimy, że to strzał na połeć, czyli do boku. Na szczęście wychodzi już z użycia ‘strzał na blat’, bo to germanizm. Rodzajem strzału na połeć jest ‘strzał na bark’. Bark to łopatka zwierza, kula tam ulokowana zwykle powala w ogniu.
Ubarwieniem (nomen omen) łowieckiego języka jest dawna ‘barwa'. Przypisuje się jej dwa znaczenia: pierwsze, już wychodzące z użycia, to krew zwierzyny. Wyparła ją z zasobów językowych dzisiejsza farba. Ale funkcjonuje jeszcze inne słowo: jucha. Określa ono krew niedźwiedzia, choć częstsze jest w takich związkach wyrazowych, jak ‘puścić komuś juchę’, ‘wytoczyć juchę’, a nawet ,rozjuszyć’. To ostatnie jest wyrazem stanu emocjonalnego kogoś, komu puszczono juchę!
Drugim znaczeniem barwy jest suknia zwierzyny, przy czym należy rozumieć je szeroko: zarówno czworonożnej, jak i skrzydlatej. Pokrewne ‘wybarwić’ jest wystarczającym wyjaśnieniem, bo wiemy, co znaczy ‘wyfarbować’.
Do wcześniej omówionych ‘badyli’ należałoby dodać ‘biegi’, oczywiście w zakresie znaczeniowym dotyczącym nóg zwierzyny. Pojęcie to jest szersze, niż potocznie stosowane, bowiem dotyczy, prócz dzików, także innej zwierzyny grubej: łosi, jeleni a także muflonów. Zwykle nogi zwierzyny płowej (prócz sarny) nazywane są badylami, natomiast czarnej biegami. Ale można w stosunku do pierwszych użyć określenia ‘biegi’.
Częstym przykładem braku wyczucia językowego jest mylenie ‘bielenia’ z ‘obielaniem’. Bielenie to oczyszczanie i odtłuszczanie czaszek, natomiast obielanie to skórowanie (dotyczy zarówno zwierzyny grubej jak i drobnej). W przypadku zajęcy i dzikich królików możemy mówić o osmużaniu.
W „temacie”, jak to się ostatnio modnie nazywa, broni i amunicji wyjaśnienia wymagają dwa terminy. Pierwszy to ‘bok’. Często koledzy myśliwi z uporem godnym lepszej sprawy piszą „z niemiecka” przez ‘c’: bock lub jeszcze gorzej: Bock!!! Pisałem o tym wielokrotnie. Otto Bock to konstruktor broni o pionowym układzie luf. Od jego nazwiska pochodzi spolszczony ‘bok’ (co znaczy po polsku, wszyscy wiedzą!), ale pisany od małej litery. A więc strzelamy z boka wynalezionego przez Bocka! I odpuśćmy już sobie ‘nadlufkę’, ‘podlufkę’ i wszelkiego rodzaju dziwaczne pomysły, nawet bowiem 'dwulufka' wyszła z użycia na rzecz 'dwururki', czyli dubeltówki.
Drugi termin, znajdujący się w zupełnie innej sytuacji, to ‘breneka’. Wzięła się w polszczyźnie z niemieckiego ’Brenneke’ (od nazwiska wynalazcy, Wilhelma Brenneke), została przyswojona jako breneka i nic nie wskazuje na to, by jakikolwiek neologizm wyparł ją z użycia. Nawet takiego pomysłu nikt nie miał. Istnieje tylko opisowy sposób jej nazwania: pocisk kulowy do broni o lufach gładkich, ale tak przecież nikt nie będzie jej nazywał.
Grupę haseł na literę ‘b’ kończy krótki, ale tylko w piśmie, wyraz 'byk'. Nie trzeba tłumaczyć, co on oznacza. Ale trzeba znów, kolejny raz powiedzieć i napisać: byk łosia, byk jelenia, byk daniela. I nie inaczej. Zwolennikom innego porządku wyrazów w tym związku wyrazowym proponuję zabawę: jeśli daniel byk, to jak nazwiemy samicę daniela? Daniel łania? Trochę to niezrozumiałe, bo w końcu to on czy ona? I nie po polsku!
Trzecią grupę haseł, na literę 'c', rozpoczniemy od wyrazu i zwierza, od którego kolokwialnie „jedzie”: cap! Kto nie spędzał dzieciństwa na zapadłej wsi, gdzie wyznacznikiem zamożności mieszkańców było posiadanie kozy, ten nie może wiedzieć, co to cap. O ile koza jest zwierzęciem miłym i dochodowym (zdrowe mleko i mięso), o tyle cap śmierdzącym darmozjadem. Trzymany tylko w celu zachowania koziego gatunku! Więc jeżeli takie cuchnące bydlę dostąpiło zaszczytu wyniesienia na piedestał łowieckiego języka dla określenia pełnego gracji i uroku rogacza, samca sarny, to wszelkie dysputy są zbędne. Rogacz to nie cap!
Takie te hasła z negatywnym wydźwiękiem. Kolejne: chłyst!Spotykamy się z nim na rykowisku. To taki byczek, któremu stadny byk nie pozwala na poufałości. Więc go ustawicznie odpędza; czy skutecznie, nie wiadomo! Innym gatunkiem towarzysza z rykowiska jest kibic. Ten, niby dopuszczony do konfidencji, pałęta się wśród chmary tolerowany przez pana i władcę, ale pomny losu chłysta, wie, co mu wolno! No i pamiętajmy: chłyst, nie chłystek!
Przykładem bogactwa języka łowieckiego jest odmienność znaczeń chorągwi i chorągiewki. Te pierwsze, inaczej flagi, to strzępy scypułu na porożu byka pozostałe w trakcie wycierania, zdrobnienie zaś: ‘chorągiewki’ są kolorowymi szmatkami zawieszonymi na długim, często kilometrowym sznurze, służącym do otaczania ostępu z wilkami. Ten sznur to fladry. Dziś fladrowanie ostępu jest już przeszłością.
Wiele znaczeń ma czasownik ‘ciągnąć’. Może zwierzyna na myśliwego, jeśli myśliwy ma szczęście; strzelba, jeśli dobrze bije; może ptactwo na przelotach a zwierzyna z miejsca na miejsce; wreszcie nie wolno ciągnąć lufami przez linię myśliwych!
Przymiotnik ‘czarny’ to określenie zwierza (np. dzika), także o łowach na czarnym polu (bezśnieżnym) i czarnej stopie.
Wyraz ‘czok’ zrobił ostatnio niezwykłą karierę z powodu upowszechnienia strzelb posiadających wymienne czoki. Należy tylko pamiętać o pisowni: nie ‘chocke’! Piszmy po polsku!
No i na koniec mające wiele znaczeń ‘czyścić’. Używamy w znaczeniu skutecznej pracy norowców, gdy czyszczą norę, ale także o myśliwym – zawodniku na strzelnicy, który zrobił maksymalny wynik w jakiejś konkurencji lub jej części: np. wyczyścić dublety. Po ubiciu samca grubego zwierza trzebi go się lub czyści, a tenże zwierz w swoim życiu czyści poroże, gdy jest już wykształcone.
Gdy przeglądam różne pisma łowieckie, często spotykam całkiem odmienne słownictwo. Jego użytkownicy są przekonani o poprawności, ale to przekonanie jest złudne! Nie może być poprawne to, co jest błędne!
Ponad 60 słów języka myśliwskiego rozpoczynających się od litery ‘d’ udało mi się zdefiniować w moim słowniku. Celowo piszę, że języka myśliwskiego, ponieważ w innych słownikach, także Hoppego, zamieszczone są hasła nie będące czysto łowieckimi. Tak więc ‘daniel’, ‘drapieżne ptaki’, ‘drop’, ‘dzik’, ‘dzika gęś’, ‘dzikie kaczki’, a z innych źródeł także: ‘degeneracja’, degeneracja dziedziczna’, ‘degeneracja osobnicza’, ‘derkacz’, ‘dołek strzelecki’, ‘dominacja społeczna’, ‘dopasowanie broni’, ‘drapieżne ssaki’, ‘drapieżnik’, ‘drozd kwiczoł’, ‘drozd paszkot’ i wiele innych podobnych, których już nie wymieniam, by nie mnożyć oczywistych pomyłek i sztucznie tworzonych „nowych” haseł, nie są w zasobie języka łowieckiego. Te wyrazy są zrozumiałe dla wszystkich posługujących się mową polską na poziomie podstawowym. To stwierdzenie konstruuję szczególnie dla tych, którzy bezkrytycznie przyjmują uchodzące za klasykę słowniki łowieckie, czerpiąc z nich poza tym „życiową” wiedzę!
Pomijam takie błędy, jak używanie raz liczby pojedynczej, innym razem (bez potrzeby i uzasadnienia!) mnogiej (dzika gęś, dzikie kaczki) lub tworzenie wielości z jednego wyrazu (p. degeneracja, d. dziedziczna, d. osobnicza). Nie wymienię tu wszystkich uchybień, ale dodam, że zaczerpnąłem je wyłącznie z haseł na literę ‘d’! Polski alfabet ma tych liter ponad 24!
Jeszcze jedna dygresja do tematu zasadniczego: na smętny obraz naszego słownictwa łowieckiego, języka łowieckiego, prócz zapóźnień wydawniczych, ma znaczący wpływ radosna „twórczość” dnia powszedniego! Każdemu, no może niemal każdemu, kto przejrzał lub przekartkował kilka opowiadań gazetowych „literatów”, wydaje się, że posługuje się najczystszą gwarą łowiecką! Święty Hubercie, gdybyż odróżniali gwarę od języka!
Charakterystyczną dla języka łowieckiego jest „wielobarwność” znaczeń. Ot, weźmy na przykład pierwsze hasło na literę ‘d’: dać. Mój nie wydany jeszcze słownik przypisuje temu wyrazowi 9 znaczeń. Od zachowania myśliwego (dać ognia, d. strzał, d. wyprzedzenie), psa myśliwskiego (dać głos), zwierzyny (dać farbę, d. kominek, d. słupka, d. wiatr), aż po element szkoleniowy (daj głos! – polecenie dla psa). W tak obszernym zakresie znaczeń jak fałszywa struna („Targowica” w Koncercie Jankiela) brzmi upowszechnione ogólnopolskie ‘oddać’! Można oddać dług, łopatę sąsiadowi, pożyczoną szklankę cukru, ale nie można ‘oddać strzału’. Strzał bowiem nie jest rzeczą, czymś przechodzącym z ręki do ręki, zmieniającym właściciela; strzał jest czynnością podobną do jakże przecież bliskiego myśliwym związku wyrazowego ‘dać głos’! Pies nie oddaje nam głosu, pies go daje z siebie, jak myśliwy strzał z dubeltówki.
Wprawdzie mamy zwrot ‘oddać sprawiedliwość’ (również ‘dać wolną rękę’), ale są to pojęcia wzięte z języka ogólnopolskiego, od którego język łowiecki często odbiega także w regułach gramatycznych.
Przypomnijmy odległe już nieco w czasie polowanie na głuszce na tokach. O świcie, słuchając grania koguta, w takt czwartej zwrotki jego pieśni, dajemy dwa lub trzy kroki, by zastygnąć po nich w bezruchu do następnej pieśni. Mówimy wtedy o ‘podskakiwaniu koguta’! Trochę wbrew regułom gramatycznym, bo podskakiwać można w stronę koguta lub do koguta! Ale na tym właśnie polega odrębność, nawet gramatyczna, języka łowieckiego.
W każdej łowieckiej sytuacji, gdy mowa o strzelaniu, należy ‘dać strzał’! Dać strzał do szaraka, dzika, rogacza i rzutka! A oddać pożyczone pieniądze przed pierwszym, bo wierzycielowi też są potrzebne!
Poświęćmy jeszcze chwilę dla myśliwskiego ‘darz bór’. Źródłem tego hasła jest wiersz Stanisława Wyrwińskiego sprzed 90 laty, przedstawiony w Poznaniu na zjeździe leśników. Refren tego wiersza brzmi:
My borów włodarze Stajem przy sztandarze. Darz Bór! – tak hasło brzmi, Gra hejnał chór – Darz Bór! – Darz Bór!
Z tego zawołania, będącego początkowo jednoznacznie pozdrowieniem, wyrosło wiele znaczeń. Dziś jest to zarówno powitanie jak i pożegnanie, życzenie jak i forma gratulacji, nazwa własna, tytuł utworu i przedmiot obrotu ( przed wojną handlowano ‘darzborami’, nabojami myśliwskimi).
Różna jest również pisownia w zależności od znaczenia, zgodna z pisownią innych wyrazów języka ogólnopolskiego. Razem i osobno, od wielkiej i małej litery. Choć i tu, podobnie jak niezrozumiały dla mnie (również pod względem możliwości!) iPod lub MacBook, do przyjęcia byłaby pisownia DarzBór!
Jeszcze w ubiegłym wieku, czego dziś nikt nie pamięta, poprawna była pisownia: armja, Marja, a sto lat wcześniej Marya! Panta rhei!
Gdy w wyborze humoru z zeszytów szkolnych przeczytałem rewelacyjne, choć trochę groteskowe zdanie: Krasicki jadał obiady tylko w czwartki, pomyślałem, że jest ono wzorem „szczelności” słów. Samo jedzenie obiadu nie znaczy nic poza faktem jedzenia obiadu. Jedzenie go w jakikolwiek dzień tygodnia nie jest żadnym wydarzeniem, a jedzenie w czwartek tym bardziej. Co innego, gdyby to był na przykład obiad niedzielny: wiadomo, w niedzielę trafiają się goście.
Rozszczelnia te słowa ‘obiad’ i ‘czwartek’, a właściwie związek wyrazowy ‘obiad czwartkowy’, druga część zdania podana w wyborze z zeszytów: w inne dni król go nie zapraszał. Zimna logika autora niezamierzonego, ale obnażającego zagubienie umysłowe, żartu, wyjaśnia powód wstrzemięźliwości dietetycznej Krasickiego. Zapraszano go (księcia biskupa) tylko w czwartki! Związek wyrazowy ‘obiad czwartkowy’ żyje podwójnym życiem. Bez obciążenia historycznego (wiedzy historycznej) jest to obiad jedzony w czwartek, tak jak ‘obiad niedzielny’ jest obiadem jedzonym w niedzielę.
Dopiero, gdy widzimy spotkanie elity umysłowej końca XVIII wieku, ludzi kultury rozumianej najszerzej, spotkanie na zaproszenie Króla i w przytomności Majestatu, ‘obiad czwartkowy’ jawi się nam nie jako pomidorówka i mielony, ale uczta umysłowa najwyższego lotu u światłego władcy na królewskim zamku!
Od dygresji ogólnej przechodząc do spraw słownikowych przyjrzyjmy się różnym wyrażeniom i ich znaczeniom. Pierwsze:
dostać
1. d. strzał, d. kulę, być trafiony; rogacz dostał kulę na komorę
2. upolować zwierza, zdobyć trofeum; chciałem dostać tego byka
Drugie:
dublet
1. dwa celne strzały dane przez jednego myśliwego bezpośrednio do dwóch celów; zrobić dublet
2. dwie sztuki zwierzyny strzelone tymi dwoma strzałami; strzelić dubleta, popisać się dubletem
3. część konkurencji sześcioboju myśliwskiego, dwa podane lub strzelone rzutki, z dwóch wieżyczek na kręgu myśliwskim, także na osi i przelotach; strzelać dublety, zrobić czyste dublety (tzn. zaliczyć wszystkie), wyczyścić dublety
Trzecie:
dzikarz
1. myśliwy z upodobaniem oddający się łowom na dziki
2. pies myśliwski, np. jagdterier, ułożony i polujący na dziki
Zwróćmy uwagę na dwa różne znaczenia słowa ‘dostać’. W pierwszym dotyczy zwierza i trafienia go kulą. W drugim mówi o myśliwym i jego pragnieniu zdobyczy. Drugie słowo ‘dublet’ ma aż trzy znaczenia: dwa celne strzały, dwie sztuki zwierzyny trafione kolejnymi strzałami i część konkurencji m.in. na kręgu myśliwskim. Trzecie słowo ‘dzikarz’ dotyczy podobnie jak w pierwszym przypadku, zarówno zwierzęcia, jak i myśliwego.
Nieco odmiennie rysuje się nam zakres znaczeniowy nazw byków jeleni i ich poroży oraz zdobytych trofeów. Nazwy te tworzy się w zależności od liczby odnóg na tykach: dwudwudziestak
1. byk jelenia, mający przynajmniej na jednej tyce jedenaście odnóg, wtedy nieregularny; gdy na każdej jedenaście – regularny
2. na tej samej zasadzie tworzy się nazwy cztero-, sześcio- i ośmiodwudziestaka oraz większe
3. poroże, wieniec, oręż tego byka, nazwa trofeum z tego byka
Jeśli na tyce występują 2 odnogi, to będzie widłak, a jeśli 3 odnogi, to szóstak.
Zakładam, że rozumiemy te hasła tak, jak dyktuje to tradycja i zadomowienie wśród myśliwskiej braci, że nie są to terminy li tylko słownikowe, że nie są jak ten ostatni kęs i złom użyty do pamiątkowej fotografii, jak ten obiad jedzony w czwartek. Jedzmy obiady także w pozostałe dni tygodnia, nie tylko w czwartki, gdy zaprosi nas król polowania na ostatni miot!
Piszę o tym dlatego, by pamiętać: nie dla fotografii i nie dla tego rozciągniętego zwierza, kultywowanie tradycji potrzebne jest nam, myśliwym; tym odróżniamy się od dzikusów pędzących z maczugą za uciekającą górą mięsa! Więc ten czwartek z obiadem jest symboliczny jak patyk w gębie byka!
Na koniec dotyczące sposobu poruszania się hasło: dyndować, to jest poruszać się charakterystycznym dla drobnych drapieżników swobodnym truchtem, lis dynduje (nie: dynda!). Wszak dyndanie jest cechą ostateczną wisielców!
Skomentowałem kiedyś fotografię z polowania, na którym nie zachowano etycznych zasad łowieckich. Zasad przyjętych przez myśliwych dobrowolnie w akcie ślubowania:
"Przystępując do grona polskich myśliwych ślubuję uroczyście:
przestrzegać sumiennie praw łowieckich
postępować zgodnie z zasadami etyki łowieckiej
zachowywać tradycje polskiego łowiectwa…”
Spotkałem się z zarzutem przesady. Takie zarzuty słyszę często, gdy prostuję błędy językowe naszej myśliwskiej mowy, przecież wchodzącej w skład odwiecznych, staropolskich tradycji. Niegdyś karano takie odstępstwa smyczą lub podrąbywano winnego z drzewem, dziś, w dobie zdominowanej przez nowomowę, dawny język przodków zanika lub jest kaleczony. Gorzej, gdy błądzącym po omacku wydaje się, że tworzą nową tradycję!
Po wielekroć pisałem o pomyłkach wynikających bądź z niewiedzy, bądź z chęci „zabłyśnięcia” obcą regułą: o tych wszystkich ‘bockach’, ‘gładkolufowych’ strzelbach, ‘szpicerach’. Dziś dodam jeszcze jeden:
ekspres
to jest sztucer dwulufowy o tym samym kalibrze obu luf w układzie poziomym lub pionowym (ekspres-bok). Znawcy wywodzący swoje umiejętności z jednodniowych kursów piszą: express. Bo to pachnie zagranicą! Jak chińskie trampki pumą!
Szczególnym rodzajem broni kombinowanej jest dryling-ekspres, gdy mamy do czynienia z dwoma lufami kulowymi i jedną śrutową. Wyjaśniając fenomen przyswajania germanizmów (podobnie z breneką) dorzucę informację, że polskie odpowiedniki drylingu ‘trojak’ i ‘trójlufka’ są używane i poprawne, choć ten pierwszy rzadziej z racji wieloznaczności. Trojak nie przyjmie się także z tego powodu, że nikt nie zaproponował ‘dwojaka’.
Wiele treści wywiodło się ze zwykłej farby, która znaczy: krew (tylko przypadek sprawił, że zdanie zabrzmiało jak z tytułu tej obelżywej, lecz równocześnie schizofrenicznej spowiedzi „nawróconego” myśliwego. Skandalizująca ta książka spowodowała wzburzenie w środowisku myśliwskim, a nie powinna w tym! Raczej powinna w medycznym, bowiem ta choroba jest nie taka, jak w obiegowym pojęciu się ją rozumie. Znalazłem w mądrym opracowaniu: podstawowym objawem schizofrenii jest rozszczepienie pomiędzy myśleniem, zachowaniem, emocjami, sferą motywacyjną, ekspresją emocji, przejawiające się m.in. w niedostosowaniu zachowania, emocji pacjenta do sytuacji i treści jego wypowiedzi. Zaburzenie dotyka pierwotnie zdolności poznawcze, ale znaczenie mają także przewlekłe problemy z zachowaniem i emocjami. U osób ze zdiagnozowaną schizofrenią zwiększone jest prawdopodobieństwo wykrycia zaburzeń współtowarzyszących, takich jak depresja i zaburzenia lękowe. Tyle cytatu, a autorowi książki, nie cytatu! życzę powrotu do normalności i zdrowia!).
Wracamy do języka:
farba
1. krew zwierzyny; iść za farbą, gonić za farbą, pokazać farbę, pracować na farbie, daw.: barwa, p. puścić farbę
2. praca posokowca na sfarbowanym tropie, głównie na konkursach
farbować
1. dać farbę, farbować trop: zostawiać farbę na śladach
2. farbować się, zmieniać upierzenie, sierść, przybierać suknię zwierza dorosłego, zmieniać sierść na zimę, okresowo
farbowik
młody kogut głuszca, cietrzewia, bażanta, ale już opierzony, wyfarbowany
farbówka
wyfarbowana kuropatwa;
by poznać jego różnorodność i bogactwo!
By zaś pokazać, że nie tylko język niemiecki pozostawił w naszym słownictwie ślady, przytaczam hasło:
fuzja
dawna nazwa strzelby, śrutowej broni myśliwskiej, żartobliwie – fuzyjka, co wywodzi się wprost z francuskiego fusion. Pobrzmiewa też echem w fuzji spółek handlowych, ale to już poza łowiectwem.
Chociaż kto wie? Wpływy św. Huberta są nieodgadnione, może godne komisji śledczej.